Zapiski

14.10.2014r.
To był dzień, który upłynął nieco inaczej, niż to było pierwotnie zaplanowane. Pełen wrażeń, wypełniony gośćmi w szkole, gwarem rozmów o przeszłości, tajnym nauczaniu, ale i o teraźniejszości.
Jak każdy - minął. Co pozostanie w naszej pamięci? Szacunek do wiedzy. Szacunek do pracy wychowawczej i merytorycznej. Tak jak kiedyś, tak i dziś. Uczniowie wszystkich klas zaprezentowali wspaniały program, goście - żyjący świadkowie wydarzeń z lat 1939-45 nie szczędzili opowieści o czasach, kiedy edukacja stanowiła śmiertelne niebezpieczeństwo dla każdego, kto miał jakikolwiek związek z jej organizowaniem.
Zakończeniem dnia było spotkanie z dziennikarzami telewizyjnymi i warsztaty praktyczne.
To kompleksowe ujęcie tematyki projektu. Widać było z jednej strony zmęczenie organizatorów, ale i powód do dumy z wykonanego zadania. Wiele osób i organizacji miało w nim olbrzymi udział i należą się każdemu z osobna i wszystkim razem ogromne podziękowania za trud i piękny efekt całości.

07.10.2014r.
Równo tydzień pozostał do uroczystych obchodów Święta Edukacji Narodowej. Plakaty są, zaproszenia do gości wysłane, uczniowie dzielnie się przygotowują...
Po południu zajrzałam do jednej z klas. na stole leżały piękne prace plastyczne. 3 z nich już wprawdzie widziałam, ale najnowsze bardzo mi się spodobały. Pomysłem, ciekawym zastosowaniem materiałów i przede wszystkim kolorystyką. W domu podczas rozmowy o całym dniu okazało się, że to prace najmłodszych klas. Jakże ja się cieszę, że także i one się pod opieką wychowawczyni zaangażowały! Brawo dla tej grupki. Jutro fotografujemy te wspaniałe dzieła :)
Już nie mogę się doczekać wystawy Waszych prac.

27.IX.2014r.
"Konopniczaki" są grupą nieformalną, to i spotkania często takie pozostają. W mojej głowie od piątkowego spotkania w szkole z p. Marią, która opowiadała nie tylko o bracie, ale o codzienności życia na wsi w czasie wojny, błąka się pytanie. Jestem uparta, więc będę szukać i dociekać: Dlaczego akurat w Glichowie zorganizowano tajne nauczanie i dlaczego tak aktywnie działała Wojskowa Służba Kobiet AK i jak to się stało, że przy czujnym wrogu udało im się przetrwać i działać pod nosem okupantów... Obie Anie są rewelacyjnymi towarzyszkami. Młodsza udostępnia nam oryginalne 'zeszyty' i prace uczniów tajnego nauczania, starsza jest niezmierzoną kopalnią informacji. Mamy też asa w rękawie - ale tego zostawimy raczej na inną okazję...
Jest sobotnie późne popołudnie. Czas rozruszać mięśnie i pooddychać świeżym, nieco już rześkim powietrzem. Idziemy w kierunku centrum wsi. Za naszymi plecami jeden punkt historyczny: szpital wojenny - tam możemy spotkać się oko w oko z historią i porozmawiać z ... (psst... na razie nie zdradzamy szczegółów), po lewej mijamy drugi punkt szpitala. Tutaj mieszka dziś jedna z najmłodszych uczestniczek naszego projektu badawczego. Tędy będzie prowadził szlak drugiej pieszej wycieczki śladami miejsc pamięci. Nieco wyżej stary, przepiękny dom drewniany. Uwielbiamy odwiedzać to miejsce, wtulone w las, otoczone sadami owocowymi, które niczym parasol rozpościerają się nad Glichowem każdej wiosny, pachnąc i wabiąc pszczoły z całej okolicy. Mieszkańcy tego domu dawali schronienie uczniom i nauczycielom, przyjeżdżającym tutaj z Krakowa. Właściciele tych gospodarstw ryzykowali w czasie wojny życiem - swoim i swoich bliskich, ryzykując dawali innym szansę na wyzdrowienie czy edukację. Jakby nie było tej strasznej i okrutnej wojny.
Kiedyś podążający przez pola mieszkańcy poruszali się na rowerach - tak właśnie uzbrojone drużyny dotrą do świadków historii i będą na własną rękę poszukiwać faktów, zdarzeń, przeżyć. My dziś na piechotę, a jedyną bronią jest parasol, Ten nam wystarczy.
Docieramy do Ani, która w sadzie zajmuje się krasulami. I pierwsza myśl przelatuje mi przez głowę - przecież wojna to nie tylko strzelanie, chowanie się z rannymi w tajnych kryjówkach czy edukacja. Wtedy też toczyło się normalne, zwykłe życie. Ludzie pasali krowy, pracowali w gospodarstwach, wychodzili do żniw z kosami...
Idąc wzdłuż potoka, oglądając jabłonie, wesołe dynie sterczące spośród zielonych jeszcze liści rozmawiamy. Michałek bawi się długim źdźbłem trawy z kotkiem...
Po chwili siadamy i zaczynamy oglądać kolejne książki i materiały, jakie chcielibyśmy wkrótce przeanalizować z uczniami. I jest! Wreszcie. Mamy opracowanie Mariana Żaby, jest kopia starego artykułu z "Przekroju" ("Ludzie, jak pszczoły") - jest punkt oparcia do dalszych poszukiwań. Ania z zaangażowaniem pokazuje kolejne perełki - kilka zdjęć... Puzzle historii pomału zaczynają się układać ...
Możemy więc spokojnie wracać na tatarówkę, a po drodze pozbieramy kolorowe liście.
[mj]
kiedyś nie było kombajnów ...

czy dziś, czy 70-75 lat temu ... życie na wsi toczy się swoim rytmem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz